Zauważył, że Zakład Ubezpieczeń Społecznych wypłaca emerytury nie z kapitału tworzonego przez obywateli, jako odbiorców tego systemu, a którego to jest zarządcą, ale ze
składek osób obecnie pracujących i corocznej dotacji z budżetu państwa, ponieważ pieniędzy nie wystarcza (sic!).
Stwierdził, iż ubezpieczenie to nie powinno być sprawą obowiązkową, czyli kolejnym podatkiem, ale wystarczy umowa między klientem a ubezpieczycielem, nawet, jeśli miałby nim być monopolista ZUS.
Zaznaczył, że nie można ulec ewentualnemu pomysłowi wprowadzenia przepisu, który zakazywałby wydawania świadczenia w przypadku podjęcia przez emeryta dodatkowej pracy przekraczającej określoną kwotę przychodu. Obywatel powinien mieć zatem także możliwość podwyższenia emerytury pomimo osiągnięcia wieku emerytalnego.
Podaje również następującą wizję: ,, Oczywiście mógłby (powinien) zostać określony wiek, w którym obywatel miałby zagwarantowaną emeryturę na minimalnie określonym poziomie [...] automatycznie przechodziłby na emeryturę wyliczaną mu indywidualnie (jeżeli wypracowałby wyższą od minimalnej). Byłoby to premią zarówno dla niego, jak i dla pracodawcy, który mógłby w rezultacie odmłodzić kadrę lub postawić na doświadczenie i zaproponować emerytowi dalszą pracę w pełnym lub niepełnym wymiarze etatu. "
Źródło: tygodnik Warszawska Gazeta z dni 9-15 grudnia.
